Uwielbiam kagańce, niestety są zdecydowanie zbyt rzadko używane. Do wieku tragedii nie doszłoby, gdyby pies miał założony kaganiec. Co więcej opiekun może się lepiej poczuć, może się rozluźnić na spacerze, zacząć terapię z psem, zamiast być w ciągłym czuwaniu i każdego nadchodzącego psa/człowieka (w zależności od tego co jest triggerem) traktować jak zbliżającą się katastrofę. Znacie z psychologii “samospełniającą się przepowiednię?- sami potrafimy swoim nastawieniem doprowadzić do tragicznych w skutkach sytuacji?
Jaki kaganiec? Oczywiście fizjologiczny! Kiedyś polecałam kaganiec Baskerville, ale teraz zdecydowanie wybrałabym Hunter Albury, jest wygodniejszy bardziej miękki i łatwiejszy w dopasowaniu, niż np. niż Muzzle trixie, który jest tańszą alternatywą.
Dodatkowo kaganiec Hunter ma mobilne silikonowe nakładki, które poprawiają ułożenie kagańca na pysku oraz umożliwiają jedzenie i picia, jeśli się je ściągnie.
Generalnie wybierajmy gumowe kagańce, bo są łatwe do utrzymania w czystości – nie nasiąkają wodą, nie gromadzą śliny i bakterii, można je z łatwością umyć. I nie przejmują temperatury otoczenia, co dzieje się w przypadku metalowych kagańców.
Uwielbiam kagańce, działają lepiej niż żółta wstążeczka! Kiedy potrzebuje przestrzeni dla psa na spacerze-nie ma nic skuteczniejszego niż kaganiec, nagle wszyscy opiekunowie łapią swoje psy na smycze, a ja mam dużą przestrzeń do spacerowania.